W skrócie

Shannon to zbuntowana nastolatka. Po śmierci matki traci jedynych przyjaciół i cel w życiu. O wszystko obwinia ojca i jego nową narzeczoną.
Zagubiona i samotna błąka się ulicami Londynu niemo błagając o pomoc. Słyszy wyzwiska i obelgi. Traci wiarę.
Pewnego dnia, na jej drodze staje chłopak o zielonych oczach. To właśnie w nim widzi swoją nadzieję.
Czy nieznajomy pomoże Shannon? Czy odejdzie tak jak wszyscy?

sobota, 20 grudnia 2014

IV

Lisa




     Drugi semestr w prywatnej szkole im. św. Wojciecha jest wyjątkowo męczący z powodu nauczycieli. Coś o tym wiem. 
 - Mam jedynie dwa zagrożenia z pierwszego półrocza, a oni zachowują się jakbym już teraz miała nie zdać.
- No co ty, na pewno tak nie myślą! To oczywiste, że sobie poradzisz. Ty zawsze sobie radzisz! Mam rację, Cloe?
   Ta lizuska to moja przyjaciółka na ten tydzień. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego padło na nią.
- Liss, jeśli popracujesz nad  matematyką, później nie powinnaś mieć takich problemów z chemią, a co za tym idzie poradzisz sobie z biologią. Nic prostszego.
   Natomiast to Cloe-Optymistka, moja przyjaciółka od początku liceum. Skupmy się może na niej. O tamtej już nie pamiętam.

    Kiedy przekroczyłam próg tego ekskluzywnego i niesamowicie drogiego liceum w oczy rzuciła mi się dziewczyna o równie ekskluzywnych i niesamowicie rudych włosach. Naprawdę rudych! Byłam pewna, że są farbowane, dlatego nasza znajomość rozpoczęła się pytaniem o naturalność jej włosów. Może trochę głupio, ale jak widać było warto.
    Nie od razu stałyśmy się przyjaciółkami. Właściwie to mnie nienawidziła. Chyba właśnie przez to dziwne pytanie. Choć według mnie moje zdziwienie kolorem jej włosów było jak najbardziej uzasadnione. Gdybyście tylko widzieli ten odcień...
   Wróćmy może do przełomowego momentu w naszej znajomości. Jak to zwykle bywa, zaczęło się od projektu. Byłyśmy razem w grupie i za zadanie przydzielono nam  przetłumaczenie na francuski jakiegoś tekstu z Biblii. Obie uznałyśmy, że nie chce nam się tego robić, więc czas przeznaczony na projekt spędzałyśmy plotkując. Stopniowo się poznawałyśmy, aż nagle okazało się, że słuchamy tej samej muzyki, kręcą nas ci sami chłopcy i kochamy te same sklepy. Sklepy zdecydowanie przełamały lody.
    Chyba właśnie od tamtej pory stopniowo zaczynałyśmy stawać się jednym organizmem, Jeszcze bardziej zbliżyła nas jedynka z projektu.





   Wychodzimy z klasy i wpadamy na Jane i Austin. Mówimy na nie Jane Austen. Rozumiecie?
- Idziemy dzisiaj do 'Holly'? - Pyta Jane. Jest wysoką, długonogą blondynką. Mogłaby się ze mną mierzyć w konkursie na najbardziej popularną dziewczynę w szkole, ponieważ ma bardzo dobre warunki, gdyby nie to, że Austin to jej bliźniaczka. Są identyczne, a królowa może być tylko jedna. Przykro mi.
- W sumie czemu nie. Muszę odreagować.
Spoglądam na Cloe. Ta kiwa głową nie przerywając klikania w komórce.
    Austin szczerzy się i łapie nas pod ręce. Jane zarzuca włosami i zaczyna paplać o swoim byłym, który nie daje jej spokoju. Śmieję się, ponieważ sposób w jaki blondynka gestykuluje zawsze potrafi mnie rozbawić.
    Po chwili wyłączam się i wspominam. Zastanawiam się czy mogłabym być teraz w innym miejscu z innymi ludźmi, Chcę wiedzieć czy gdyby półtora roku temu nic się nie zmieniło, to czy teraz byłabym szczęśliwsza?






     Holly to dość spora kawiarenka, która stała się naszym codziennym miejscem spotkań od kiedy Austin rzuciła plotką, że pracuje tu Hillary Duff. Oczywiście okazało się to kłamstwem, ale kawiarnia przypadła nam do gustu, więc ją ochrzciłyśmy i stała się naszym azylem.
    Siadamy tam gdzie zawsze i czekamy na kelnerkę, jednak nikt do nas nie przychodzi. Dziewczyny zaczynają o czymś gawędzić. Dopiero zauważam, że przyczłapała się za nami moja tygodniowa przyjaciółka. Niestety imienia nie pamiętam.
    Podnoszę się rozdrażniona, zbieram zamówienia od dziewczyn i ruszam w kierunku pseudo-baru. Na krześle siedzi dziewczyna z rudymi włosami spuszczonymi na twarz i pochylona nad zeszytem bazgra jakieś nuty. Jeszcze bardziej wytrąca mnie to z równowagi. Co za beznadziejny przypadek, jeżeli chce zarobić to niech się bierze do roboty.
- Przepraszam, ale wydaję mi się, czy ty tutaj pracujesz? - Pytam uprzejmie.
Dziewczyna nie reaguje. Olewa mnie? Poważnie? Denerwuję się jeszcze bardziej.
- Osobiście znam twoją szefową i jeżeli w tej chwili nie podniesiesz tego swojego rudego łba, to możesz być pewna, że wylecisz stąd na zbity pysk w tempie ekspresowym!
     Nastolatka w końcu orientuje się, że ktoś przy niej stoi i podnosi głowę. Znam tą twarz. Znam to zagubienie i rozkojarzenie.
- Caroline?
Dziewczyna stara się skupić na mnie wzrok, W końcu jej się udaje i widzę jak powoli mnie rozpoznaje. Moje związane w idealny kok blond włosy, które niegdyś były wiecznie rozpuszczone, moje niebieskie oczy i mój malutki pieprzyk przy lewym oku. Błądzi spojrzeniem po mojej twarzy, po każdym szczególe, tak jakby nie mogła uwierzyć, że to naprawdę ja.
- Caroline, poznajesz mnie? - Pytam niepewnie.
- Lisa?
    Jej głos stał się bardziej melodyjny. Słyszałam, że poszła do szkoły muzycznej, Widać efekty.
- Pracujesz tutaj?
 Caroline chwile na mnie patrzy, aż w końcu odwraca speszona wzrok i zamyka zeszyt.
- Tak. Chcę zarobić na wyjazd do Paryża. - Patrzy na swój pierścionek z jadeitowym oczkiem.
- Ze szkołą? - Pytam by nie utknąć w niezręcznej ciszy.
- Mhm - kiwa głową. - Mamy tam zagrać koncert. - Spogląda w stronę mojego stoliku, przy którym dziewczyny zaczynają się niecierpliwić.
- To fajnie.
- No fajnie.
   Chwilę jeszcze stoję. Chciałabym ją uściskać, zapytać czy z babcią wszystko dobrze, poplotkować o chłopakach. Tak jak kiedyś. Ale nie mogę. Wiem, że to by nie przeszło. Za dużo się wydarzyło by teraz tak po prostu to odrzucić. Już do końca jesteśmy skazane na półsłówka i niepewne spojrzenia.
- Chciałaś coś zamówić? - Jej głos wyrywa mnie z letargu.
- Tak, 2 razy średnie cappuccino i 3 razy zwykła czarna.
  Odsuwam się kiedy wstaje.
- Okej, już robię.
Zaczesuje włosy i dostrzegam, że doszły jej dwa nowe kolczyki w lewym uchu.
   Odwracam się i chcę wrócić do stolika, ale przypominam sobie o czymś i się zatrzymuje.
- U 'Holly' kelnerki zawsze zbierają zamówienia.
Caroline odwraca się zdziwiona.
-Co?
- Mówię, że tutaj to kelnerka podchodzi do klienta i bierze zamówienie, nie na odwrót.
Caroline przygląda mi się, Marszczy brwi i mówi:
- Okej, dzięki. Postaram się zapamiętać.
Odwraca się i energicznie odchodzi.
    Czyżbym ją uraziła? Nie chciałam żeby tak wyszło. Skonsternowana wracam do stolika.
- Znasz tą dziewczynę? - Pyta Jane. Reszta przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Czuję na sobie spojrzenie Cloe.
- Tak - mówię i obracam swój pierścionek, z którym nigdy się nie rozstaje. Przeglądam się w jego jadeitowym oczku.




3 komentarze:

  1. Dawno nic nie dodawałaś i troszeczkę się gubiłam z tym co tu się dzieje, ale zaraz wszystko ogarnę. Chciałabym ci powiedzieć, że jesteś bardzo zabawna w niektórych momentach, "Wychodzimy z klasy i wpadamy na Jane i Austin. Mówimy na nie Jane Austen. Rozumiecie?" g e n i a l n e XD
    Rozdział bardzo udany, ale króciutki ;(
    Życzę weny i żebyś była tu częściej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, wróciłaś! Przyznam szczerze, że chyba muszę cofnąć się do wcześniejszych rozdziałów, bo jakoś całość mi się nie składa. Dowcip z Jane Austen rozbroił mnie doszczętnie. Wygrałaś, 1:0 dla Ciebie :) Mam nadzieję, że nie był to jednorazowy powrót i będziesz nas częściej obdarowywać swoimi rozdziałami :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm trudno mi skomentować ten rozdział, bo nie publikowałaś nic przez tak długi czas, że mam problem z odnalezieniem się w fabule.
    Nie przepadam za takimi popularnymi osobami, które wierzą, że mają cały świat u stóp, że są wspaniałe i nie musza się niczym przejmować. Jasne, pewność siebie to coś dobrego, ale nie w zbyt dużej ilości i w dodatku w połączeniu z brakiem szacunku do innych ludzi i patrzeniu na wszystkich z góry.
    Mam nadzieję, że więcej aż tak długich przerw nie będzie!

    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń